Geoblog.pl    byledalej    Podróże    Autostopem do Turcji.    Barama Azji.
Zwiń mapę
2009
11
sie

Barama Azji.

 
Turcja
Turcja, İstanbul
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1610 km
 
11-08-2009

Wstajemy po ósmej. Spieszymy się na autobus (1Lewa), który dowozi nas do miejscowości obok, znajdującej się blisko głównej drogi do Burgas. Po dotarciu do miejscówki siadamy na kamiennych płytach i zjadamy melona na śniadanie. Jedynie 15 zajęło nam zatrzymanie pierwszego samochodu. Podstarzały metalowiec dowozi nas 14km za Burgas w kierunku na przygraniczne miasteczko M. Tarnovo. Ostre wioska ale po 10 minutach zabiera nas miejscowy luzaczek. Samochód wyładowany jakimiś workami, folkowa muzyczka na maksa i jedziemy:). Wysiadamy na jeszcze większym zadupiu 30km od miejsca docelowego. Mały ruch. Jednak po 15 minutach wziął nas dziadek dobra furą. Z Tarnova piechotą kierujemy się do oddalonej o 9 km granicy. Po drodze znajduję podkowę i zabieram ze sobą na szczęście. Szczęśliwym trafem drogą przejeżdżał strażnik graniczny i podwiózł nas wypytując o cel naszej wizyty na tym odludziu. Pokazujemy paszporty, mijamy zapory, skanery i wykrywacze materiałów radioaktywnych. Kupujemy 30dniową wizę za 15EUR. Ruch na przejściu praktycznie zerowy. Upał i brak cienia. Taksówkarz szukający frajerów proponuje nam podwiezienie do najbliższej miejscowości (12km) za 20EUR!!! Po jakiejś godzinie siedzenia na drodze, a droga nie byle jaka 3 pasmowa z poboczami, nowiutka pierwsza klasa, bierze nas rodzinka 2+3. Jedziemy samochodem w 7 osób:) Bardzo mili ludzie, są na wakacjach i na granice przyjechali tylko po to by sobie zrobić zięcie, no i przy okazji nas podwieźć:) Wysiadamy w Derekoy, wioseczka. Nawet nie zdążyłem napisać nazwy kolejnej miejscowości na kartoniku, a juz zatrzymał się samochód na francuskich blachach. Rozmawialiśmy z nim po niemiecku, zabawny koleś.
***
Wysadza nas gdzieś na autostradzie w Istambule. Wcześniej mijamy wzgórza całe pokryte domami, wygląda to jak pofalowane morze domów:) Zaglądamy do jakiegoś urzędu, wszyscy bardzo mili z uśmiechem, łamanym angielskim tłumaczą nam jak dojść do przystanku z którego dojedziemy na Taksim. Wdrapujemy się na skarpę i przechodzimy nad autostradą. Wsiadamy w dolmusza (busa) i docieramy do stacji metra 4.levant i dalej do Taksim square. Wychodzimy na górę i naszym oczom ukazuje się zatłoczona ulica i plac. Całkiem ładne budynki, mnóstwo kebabowni, pomnik na środku placu. Taksim peł funkcję popularnego miejsca spotkań towarzyskich. Deptakiem w górę i w dół jeździ zabytkowy czerwony tramwaj. Kontaktuję się z naszym hostem Halilem, który niestety jest w pracy i nie może nas odebrać osobiście. Podaje mi numer do swojego współlokatora. Dzwonie do niego i dowiaduję się, że odbierze nas ich kumpel Koreańczyk:) W miedzy czasie zjadamy dobrego kebaba w bułce i ayran (3,5TL), czekamy. Przychodzi po nas Tuna i jego kumpel, również Koreańczyk. Prowadzą nas do mieszkania. Trzeba wspomnieć, że dzielnica Taksim znajduje się na sporym wzgórzu, właściwie są tu same wzgórza. Schodzimy więc ulicą w dół, potem wdrapujemy się na następne wzgórze. Ciekawa dzielnica, sami miejscowi ludzie i dzieci bawiące się na ulicy. Mieszkanie w porządku. Spotykamy tam Amerykanina Roba, który uczy się Tureckiego na 2 miesięcznym kursie. Miło się z nim rozmawia. Idziemy kupić kilka browarów, a potem konwersujemy do późna. Halil, właściciel i nasz host, pracuje do2. W nocy wiec zobaczymy go dopiero rano.

12-08-2009

Nici z dłuższego spania. O 9:00 budzi nas Halil i oznajmia, że śniadanie w drodze. Przygotował jajecznicę z papryką, pomidory ogórki, świeży chleb i tradycyjnie podaną herbatę (mała szklaneczka ze spodeczkiem, mała łyżeczka i kostki cukru. Miła poranna pogawędka. Halil jest bardzo uprzejmy i ciekawy wszystkiego. Uczy się rosyjskiego, jeździ na motorze, ma 32 lata i nigdy nie był poza granicami Turcji. Jest szefem kelnerów w pięciogwiazdkowym hotelu. Wypytujemy o miejsca warte odwiedzenia i ruszamy w miasto. Schodzimy naszą wąską uliczką i wspinamy się na Taksim. Dalej w dół głównym deptakiem dla lanserów, mijamy Galata Tower (ładna budowla ale wstęp 10TL więc się powstrzymujemy) i schodzimy do miasta. Za mostem po prawej stronie ciekawa knajpa na trzech kiwających się na falach łajbach faceci smażą świeże ryby i podają na ląd. Idziemy wzdłuż linii tramwajowej, która oznaczona jest jako metro, supernowoczesny tramwaj, oszklone przystanki z bramkami wejściowymi i takie tam. Dochodzimy do parku i pałacu Topkapi. Ludzie tłoczą się przy kasach. Osobna kolejka dla Turków i osobna dla reszty hołoty by mogła zapłacić podwójnie:P Wstęp 20TL + 20TL za harem. Dochodzimy do Hagia Sophia, kolejne 20TL. Zastanawiamy się nad wejściem, może jutro. Budynek faktycznie monumentalny, wyglądający na bardzo stary choć lekko zaniedbany. Błękitny meczet prezentuje się bardziej okazale, piękna budowla z sześcioma minaretami, a wstęp do środka jest darmowy. To nasz pierwszy kontakt z tureckim meczetem. Dla turystów przeznaczono boczne wejście., zamknięte podczas modlitw. Kobietom rozdawane są chusty, którymi obowiązkowo zakryć muszą głowę i ramiona. Wszyscy ściągają buty i wsadzają je do foliowych worków pobranych przy wejściu. Oczom naszym ukazuje się wielka zdobiona przestrzeń, cała podłoga pokryta jest miękkim wzorzystym i bardzo czystym dywanem. Na ścianach malowane wzory oraz zdobiona terakota. Z sufitu na długich łańcuchach zwisają wielkie żyrandole. Muzułmańskie kobiety mają osobne, przeznaczone tylko dla nich pomieszczenie. W meczecie panuje spory tłok, w końcu jest on jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji w Istambule.
Dalej udaliśmy się na stary kryty bazar. Powiem szczerze, że zrobił na mnie wrażenie swoją wielkością, ilością sprzedawanych tam towarów i ich różnorodnością. Uliczki z tkaninami, lampionami, słodyczami, przyprawami, nargile, pamiątkami, ubraniami, dywanami, herbatą itp. Bardzo klimatyczna bazarowa atmosfera, kupcy wykrzykują, zapraszają, dość tłoczno, kolorowo, pachnąco. Całe to targowisko zdawało się nie mieć końca. Wciągnąłem kolejnego kebaba:P Jak już udało nam się wydostać z tego tłoku skierowaliśmy się do miejsca wskazanego przez Halila by zjeść obiad. Wyszliśmy ze ścisłego centrum za bulwar Ataturka. Poczuliśmy się jak w innym świecie. Tam już nie było turystów, wśród wąskich uliczek siedzieli tylko w mniejszych bądź większych grupkach faceci i gapili się na nas. Nie czuliśmy się super komfortowo, bo to był dopiero drugi dzień w Turcji i nie byliśmy jeszcze przyzwyczajeni Znajdujemy jakąś lokatę (knajpkę). Prawie domowa atmosfera, jakaś babka je razem z dziećmi, więc się ośmieliliśmy. Po środku stał duży piec opalany drewnem. Zaproszono nas do środka, ciężko było się dogadać, jak już mówiłem nie mieliśmy jeszcze wtedy wprawy. Ostatecznie zjedliśmy durum (kebab zawinięty w coś w stylu naleśnika) i Ayran. Na koniec facet wcisnął nam jakiś dziwny deser, zapieczony w glinianej misce, właśnie wyciągnął z pieca. Coś jakby słodka zupa mleczna z ryżem pokryta zarumienionym kożuszkiem:P Nie najgorsze. Na koniec kolejna niespodzianka. Facet wyciąga jakiś płyn w butelce i prosi byśmy wyciągnęli ręce. Po chwili wahania składamy ręce w miseczkę a on polewa nam je pachnącym płynem z niewielką ilością alkoholu i każe wetrzeć to w dłonie:P Ciekawe. Wygląda na to, że zamiast mycia rąk stosują perfumowanie:P Poszliśmy do pięciogwiazdkowego hotelu, w którym pracuje Halil, na sponsorowaną herbatkę. Dzień zakończyła kolejna sesja biesiadowa przy piwku

13-08-2009

Dzisiaj z rana wybraliśmy się do przystani promowej i za jedyne 1,TL przepłynęliśmy na Azjatycką stronę miasta. Mój pierwszy raz w Azji Ładny widok na Europejską stronę. Robimy sobie spacerek wzdłuż wybrzeża. Od razu widać różnicę w cenach, wszystko tańsze Zapodaliśmy sobie Tavuk donera, bardzo smaczny, mięso świetnie doprawione ziołami. Odwiedziliśmy ze dwa meczety. Postanowiliśmy wykupić wycieczkę stateczkiem wokół cieśniny bosforskiej (7,5TL ok. 1h 15’). Świetna sprawa polecam. Mocno wiało, woda błękitna pofalowana, zapach morza. Płynęliśmy wzdłuż azjatyckiego wybrzeża, pod mostem, do zamku i drugiego mostu, tam statek zawraca i europejską stroną zmierza na złoty róg. Poszliśmy ta targ przyprawa, który ciągnie się uliczkami, aż do wielkiego bazaru. Wszędzie dostać można gotowaną (1TL) i grillowaną (1,5TL) kukurydzę, sprzedawaną na ulicznych straganach, właściwie wózkach:P
Wieczorem, wspólnie z Robem znajdujemy miejscówkę do autostopowania na jutro, a on dodatkowo obczaja dla nas numer autobusu miejskiego, który nas tam dowiezie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (32)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
byledalej
Grzesiek B.
zwiedził 14% świata (28 państw)
Zasoby: 123 wpisy123 2 komentarze2 301 zdjęć301 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.09.2010 - 30.09.2010
 
 
03.08.2009 - 08.09.2009
 
 
01.05.2009 - 02.05.2009